Kilka godzin temu wróciliśmy z modlitwy za wszystkich tych,, którzy zginęli w “podróżach nadziei”, marząc o lepszej, bezpiecznej przyszłości. Był z nami nasz przyjaciel Talal z Iraku, który odczytał jedno z modlitewnych wezwań. Jego obecność między nami była  bardzo wymownym znakiem – ci, którym się udało dotrzeć do Polski modlili się za tych, którzy takiego szczęścia nie mieli, ginąc w drodze.

Nabożeństwu towarzyszył  krzyż przywieziony z Lesbos, zbity z drewna łodzi migrantów, które rozbiły się u wybrzeży tej greckiej wyspy.

W  spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele różnych wspólnot chrześcijańskich. Wolontariusze i organizatorzy modlitwy ze wspólnoty Sant’Egidio dzielili się świadectwami spotkania z uchodźcami podczas pobytu na wyspie Lesbos w sierpniu tego roku.

Modlitwie przewodniczył kard. Kazimierz Nycz. W Słowach, które odnosiły się do ewangelicznej burzy na jeziorze hierarcha zachęcał nas do rozbudzania wiary i sumienia:

Apostołowie wiedzieli co robić gdy morze jest niespokojne – budzić Pana Jezusa. A potem podziwiać kimże On jest, że nawet fale i morze są mu posłuszne. Natomiast Pan Jezus zwrócił im uwagę na drugi wymiar tego wołania i tej modlitwy do Jezusa, którego budzili w łodzi, mianowicie – zwrócił uwagę na ich małą wiarę, brak ufności, brak zaufania do Pana Boga, brak wiary w to, że z nimi jest Jezus i nie trzeba Go budzić, bo on zna nasze ludzkie potrzeby w sobie.

 

Trzeba budzić wiarę. Budzić się po to by się otworzyć na działanie Pana Boga i by zdobyć się na to wyznanie, za którym potem pójdą czyny. Ktoś powie, jedno i drugie jest potrzebne – z pewnością, trzeba się modlić wtedy kiedy jest burza, taka czy inna w naszym życiu, czy wokół nas, ale również trzeba się modlić i umacniać, modlić się o łaskę wiary żeby nie zwątpić, żeby sobie poradzić z tymi wszystkimi sprawami, które nas otaczają. Myślę, że to jest ta postawa, która jest potrzebna także w tym czasie trudnym dla świata, trudnym dla Europy, trudnym dla Polski, dla rodzin, dla uczniów, dla wszystkich tych, którzy przeżywają te wszystkie ograniczenia i zagrożenia. Nie udawajmy, że jesteśmy tacy mądrzy i tacy odważni, że ich nie widzimy, albo mówimy nie ma ich. Z pewnością są. Natomiast chodzi o to by wyzwalać w sobie postawy, które są potrzebne jako odpowiedź człowieka na te sytuacje, tej konkretnej burzy, jednej, drugiej, która wokół nas bywa i będzie, żebyśmy po prostu nie zwątpili i nie byli tymi, o których Pan Jezus powie: “Jakże małej wiary jesteście”. I w tym kontekście chcemy w dzisiejszym spotkaniu modlitewnym, w którym się modlimy jako chrześcijanie różnych wyznań, ludzi dobrej woli modlimy za uchodźców, za migrantów.

 

Chcemy budzić także, tak jak Pan Jezus u apostołów nasze sumienia, nasze serca, żeby nie być niewrażliwym, na to, co jest tak dramatycznym wołaniem, a zarazem co jest niewątpliwie wstydem dla chrześcijańskiego świata, dla chrześcijańskiej Europy, ale także dla Polski w sensie odpowiedzi, jaką trzeba dawać na co dzień na to wyzwanie, o którym mówi Papież od wielu lat. Czasem jest to rzeczywiście głos wołającego na pustyni, jakby bez odzewu, a nie wolno nam dopuścić do tego, żebyśmy byli niewrażliwi. Mamy swoje różne usprawiedliwienia. Czasem mówimy “my pomagamy Ukraińcom”, “my pomagamy tam na miejscu”, bo to jest lepsze i skuteczniejsze – to trzeba czynić a innego nie zaniedbywać. Musi nas być stać na przynajmniej taką, chciałoby się powiedzieć mocno symboliczną odpowiedź wobec tych, których trzeba przyjąć jako sieroty, nie mające rodziców, nie mające nawet lichego namiotu na mieszkanie, pukających do bram Europy – to o czym wspomina Papież Franciszek, ale i to o czym nam wspominają różne organizacje humanitarne świata. Więc nie tłumaczyć się, usprawiedliwiać, tylko jedno i drugie czynić, a trzeciego nie zaniedbywać, to jest ta nasza właściwa postawa.