Choć żyłem tyle lat na terytorium byłego ZSRR, to jednak nie jestem w stanie udzielić na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi i chyba nie może tego zrobić nikt inny, włączając w to prezydenta Putina. Z drugiej strony, patrząc na zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich 15 lat w Rosji, stan świadomości społeczeństwa rosyjskiego i cele, jakie stawia przed sobą Putin, nie można wykluczyć możliwości wybuchu wojny. Po wyprowadzeniu Rosji z totalnego kryzysu lat 90-tych, celem Putina jest podporządkowanie na różny sposób krajów powstałych na gruzach byłego Związku Radzieckiego, a także, o ile to jest możliwe, przyłączenie regionów zamieszkałych przez Rosjan. W stosunku do Europy zapewne chodzi o to, żeby była na trwałe związana z ekonomiką Rosji, a przez to bardziej uległa wobec jej ambicji politycznych. Jak daleko w realizacji tych celów posunie się Putin? To trudne pytanie. Niewątpliwie wojna nie jest dla niego celem samym w sobie, ale równocześnie jest on przywódcą gotowym podjąć taką decyzję (wojna w Czeczenii, Południowa Osetia), a tysiące zabitych po obu stronach konfliktu na wschodniej Ukrainie wydają się być dla niego złem koniecznym i nieuniknionym. Wojna jest więc możliwa, choć trudno dziś powiedzieć, gdzie i kiedy może się rozpocząć, a także jaki będzie miała charakter (nie zapominajmy, że Rosja jest mocarstwem posiadającym broń atomową). Niewątpliwie Rosjanie mają opracowane różne scenariusze na przyszłość, co widać na przykładzie Krymu, ale na razie można się uspokajać tym, że armia rosyjska potrzebuje jeszcze czasu, by się dozbroić, ponieważ posiada jeszcze zbyt mało nowoczesnych czołgów i samolotów, by móc straszyć Europę.

W odróżnieniu od Europejczyków, wielu Rosjan podchodzi do możliwości wojny spokojnie. Co więcej musimy pamiętać, że wielu separatystów to ochotnicy z Rosji. Zresztą wielu moich znajomych Rosjan mówiło mi, że są gotowi pojechać do Donbasu i walczyć przeciw ukraińskim faszystom i banderowcom. Oznacza to, że wielu Rosjan jest gotowych ryzykować swoim życiem dla ojczyzny lub rodaków (pomijamy tu oczywiście fakt czy mają oni rację, czy nie).

W związku z tym pojawia się pytanie, czy w Europie znajdzie się dosyć chętnych, by umierać za wolność? Bo nawet najnowocześniejsze czołgi i samoloty, bez tych którzy siedzą w środku, są kupą złomu. Przypomina mi się tu przypadek żołnierza brytyjskiego z Afganistanu, który pozwał rząd Jej Królewskiej Mości do sądu, ponieważ uważał, że został oszukany, gdyż w jego kontrakcie możliwość śmierci nie była uwzględniona. Wielu z nas jest przekonanych, że życie jest wartością najwyższą (chodzi oczywiście o własne). Kościół bynajmniej tak nie uczy. Według chrześcijaństwa cenniejsze od własnego życia mogą być wiara, prawda, nie wspominając już o życiu innych, którzy znajdują się w niebezpieczeństwie. Wydaje mi się, że obecnie w Europie coraz bardziej celem życia jest szeroko rozumiane przeżywanie przyjemności. Dla jednych będzie to jedzenie, dla innych podróże, jeszcze dla innych bieganie po lesie z psem lub wykrywaczem. Dla takiego człowieka życie jest warunkiem niezbędnym dla przeżywania przyjemności. Nie ma życia, więc nie ma przyjemności. W związku z tym ryzykowanie życiem dla czegokolwiek jest absurdem.

Z jakiego powodu mężczyzna jest gotów chwycić za karabin i narazić swoje życie na niebezpieczeństwo? Sądzę, że jednym z głównych powodów jest pragnienie obrony swojej rodziny, domu, dzieci i żony. I tu w Europie mamy kolejny problem: Czy samotny mężczyzna, broniący się rękami i nogami przed założeniem rodziny gotów jest na takie ryzyko? Partnerka jest dziś jedna, jutro może być druga, więc taki związek może być niewystarczającą motywacją do pójścia na front. W wypadku gejów, też mam wątpliwości czy chwycą za broń – u nich fluktuacja partnerów jest jeszcze większa. Tak więc jest bardzo możliwe, że w Europie, gdzie jest coraz więcej starzejących się singli, będziemy mieli mało kandydatów do ubierania mundurów.

Putin ma dość jasny pogląd na temat Europy: po prostu uważa, że jest ona słaba moralnie. Używa i będzie używał metody kija i marchewki. Chcecie podróżować i kupować nowe telewizory i samochody? Proszę bardzo – tylko nie mieszajcie się do tego, co będę robił w Europie Wschodniej i kupujcie nasz gaz, a wtedy wszystko będzie w porządku. Po co Putin ma strzelać, jeśli wystarczy na kilka godzin zakręcić kran z gazem i już cała Europa będzie leżeć przed Rosją plackiem… Kto we Francji lub w Niemczech zechce walczyć o Kijów lub Dyneburg? Przecież w wypadku śmierci bilety na safari w Tanzanii się zmarnują, a nowy BMW będzie stał bezużytecznie w garażu.

Brat Damian Wojciechowski TJ, Radio Watykańskie, Rzym [za: DEON.pl]